Trzy słowa o nas
My - czyli Asia i Wojtek. Urodzeni i wychowani na Mazurach. Ja - rodowita Zełwążanka - ściągnęłam tu z Giżycka "mieszczucha", który całe życie spędził w blokach. Okazało się, że natychmiast poczuł się jak u siebie. Docenił radość płynącą z prostego życia - z tego, że uwarzy piwo, zrobi ser albo porąbie drewno. Mam za sobą kilkunastoletni epizod toruńsko-warszawski, ale zawsze wiedziałam że chcę żyć tutaj. Nigdzie indziej. Wojtek dzieli ze mną tę miłość, mimo że dobrze nam w wielu miejscach i uwielbiamy podróże. Skutkiem ubocznym naszego zamiłowania do wyjazdów jest to, że czasem nas nie ma. Rolę gospodarzy pełnią wtedy moi rodzice mieszkający niedaleko. Choć sporo nas różni, oboje z Wojtkiem uwielbiamy wędrówki po górach i poezję śpiewaną. Lubimy usiąść razem na tarasie popijając kawę i czytając każdy swoją książkę. Lubimy też gapić się w ogień i cieszyć się obecnością bliskich ludzi wokół. Nasza historia jest bardzo normalna, nie ma w niej dramaturgii jak w dobrej powieści ani magii jak w bajce. W zwykłej codzienności szukamy prostoty, małych przyjemności i dobrych relacji z ludźmi. Taki jest nasz przepis na szczęście.
Sto nocy szukałem, sto szukałem dni,Wywracałem kieszenie, wołałem w studni.Lecz szczęścia nie było (...)Do domu wróciłem, a tam - w czterech częściach,Podręczny zestaw do montażu szczęścia:Żona moja, obie moje córki,No i ja, do podpórki.
— Lao Che (Hubert Dobaczewski)
Skąd taka nazwa?
Nie dość że można sobie połamać język wymawiając Zełwągi, to jeszcze ta Chrosiówka... Skąd taka nazwa? To nasi przyjaciele ochrzcili nasz dom Chrosiówka, bo z czasów młodości pełnej ideałów i marzeń został mi ciepły przydomek Chrośka. Byłam drużynową w Harcerskim Ruchu Ochrony Środowiska i z pasją przekonywałam wszystkich wokół do ekologii. Do szacunku do przyrody bazującego na indiańskim przesłaniu, że nie odziedziczyliśmy Ziemi po naszych przodkach tylko pożyczamy ją od naszych dzieci. Długo nie byliśmy przekonani do Chrosiówki, ale jak to w życiu bywa prowizorka okazała się najtrwalsza i po wielu burzach mózgu okazało się, że żadna inna nazwa nie pasuje do naszego domu.
A dom mój bardzo lubi, gdyŚmiech ściany mu rozjaśniaI gędźby lubi, i pieśni,Wpadnijcie na parę chwilKiedy los was zawiedzie w te strony,Bo dom mój otworem stoiDla takich jak Wy...
— Wojciech Bellon
Dzikie dzieci
Dzikie dzieci to nieistniejąca już strona założona przez Agnieszkę Stein i Małgosię Strzelecką poświęcona rodzicielstwu bliskości. Była dla mnie przełomowym odkryciem. Okazało się, że całe moje rodzicielstwo okupione potem i łzami, przytłoczone poczuciem odpowiedzialności może wyglądać zgoła odmiennie. Bo dzieci mają rozwój w genach i czy będziemy je do tego zachęcać czy wręcz przeciwnie i tak zaczną chodzić, mówić, a nawet czytać. Wzięłam sobie do serca radę, żeby bardziej wyluzować i zadbać również o swoje potrzeby. Stałam się spełnioną, szczęśliwą mamą, a rodzicielstwo stało się dla mnie przygodą życia! Mamy dwie córki - Olgę i Zosię. Nasze dzieci mają dużo wolności i swobody. Bywają brudne, bose, roztrzepane. Odpowiedzialności uczą się tak jakoś mimochodem, więc mamy do nich dużo zaufania - chodzą gdzie chcą, jeśli chcą to rozpalą ognisko a potem własną finką wystrugają sobie łuk i strzały. A jeśli chcą leżeć brzuchem do góry to też nie rozpaczamy, bo wiemy że czasem się trzeba ponudzić :)
Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych kaloszach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas.
— Tove Jansson / Dolina Muminków
Ciche i skromne życie przynosi więcej satysfakcji niż pogoń za sukcesem, połączona z nieustannym brakiem odpoczynku.
— Albert Einstein